Królowa kwiatów, kosmetyki naturalne i ja - Czy to zestawienie ma sens?

Czy jest tu ktoś kto nie lubi róż? Chyba nie ma osoby, której by nie urzekł zarówno wygląd, jak i zapach tej królowej kwiatów. Ale wygląd i zapach to nie wszystko. Ciekawi mnie czy znacie jej właściwości? 


Woda z róży damasceńskiej (czyli tak zwany hydrolat) otrzymywana jest w wyniku destylacji jej kwiatów. Najbardziej znanym rejonem upraw na skalę przemysłową jest Bułgaria, zwana Doliną Róż. Jeśli kiedykolwiek byliście w Bułgarii, to z pewnością nie umknął Waszej uwadze fakt, iż w każdym sklepie z pamiątkami oferowana jest woda różana, bądź kosmetyki na bazie tego kwiatu. 
Nie bez powodu róża damasceńska używana jest w przemyśle kosmetycznym. Posiada działanie antyseptyczne i lekko ściągające, dlatego też polecana jest podczas przemywania drobnych ran. Wykazuje właściwości łagodzące i nawilżające, a dzięki walorom zapachowym - również uspokajające i odprężające.
Więcej na ten temat możecie przeczytać TU.
No dobrze, skoro już wiecie co nieco o róży damasceńskiej, pora przedstawić Wam kosmetyk, który zawiera naszą królową w składzie, a który miałam okazję testować.



PHYTOCODE Płyn do demakijażu oczu

Kilka słów od Producenta:
Łatwo usuwa makijaż i pozostawia skórę wokół oczu czystą, świeżą i nawilżoną. Polecany do oczu wrażliwych oraz osobom noszącym soczewki kontaktowe. Nie zawiera alkoholu i barwników.     
                                                                       
                  
Skład (INCI): Aqua, Rosa Damascena Flower Water*, Babassu Oil Polyglyceryl-8 Esters, Glycerin, Xylitylglucoside, Anhydroxylitol, Xylitol, Polyaminopropyl, Biguanide, Lactid Acid.           
* składniki pochodzenia organicznego
98% naturalnych składników                                                                                                        
Pojemność: 60ml
Cena: 17,71zł (obecnie jest w promocji. Do kupienia na stronie www.phytocode.pl )

Moja opinia: 
Po zauroczeniu pewnym płynem micelarnym, który do tej pory nie miał sobie równych (w pozostałych płynach zawsze doszukiwałam się wad: szczypał w oczy, pozostawiał lepką i nieprzyjemną warstwę, albo, co gorsze - najzwyczajniej w świecie nie zmywał do końca makijażu). I jak w takiej sytuacji jakikolwiek płyn mógłby się przebić, zaskoczyć mnie? Pomyślicie - nie ma takiej opcji! Kobieta przepadła! Zauroczona "jednym takim" nie dopuszcza do myśli, że może być inny, równy mu konkurent!
...I tu się mylicie :-)
Zacznę może od początku...
Całkiem przypadkiem natknęłam się na sklep Phytocode. Z dziecięcą ciekawością zaczęłam przeglądać jego ofertę. Hm... jest w czym wybierać. Jako że skończył mi się mój ulubiony, wychwalany pod same niebiosa płyn do demakijażu, postanowiłam poddać kosmetyk Phytocode wielkiej próbie: polegnie czy zaskoczy? Ale przecież zauroczona "innym", zapewne będzie mi trudno dostrzec walory tego płynu.... Co to to nie!


Pierwsza rzecz jaka rzuciła mi się w oczy, to zgrabna buteleczka z moim ulubionym zamknięciem "klik-klik". Kosmetyk występuje w wersji "mini", czyli jest idealny na "rozruch" - jeśli nie macie pewności co do kosmetyku, jaki kupujecie, nie wiecie jak się sprawdzi na Waszej skórze, zawsze warto na początek wypróbować wersję "mini", bądź poprosić Sprzedawcę o próbkę. Poza tym 60ml płyn w powodzeniem można zabrać do bagażu podręcznego. Mój Phytocode znalazł swoje miejsce w torebce. Lubię mieć go przy sobie, bo nigdy nie wiem kiedy będzie mi potrzebny - idzie zima, a więc czas chowania twarzy w grubych szalach - spróbujcie na mrozie pochuchać w swój szal, a po powrocie do domu sprawdźcie jak wygląda Wasza skóra wokół oczu - moja zazwyczaj, po takim "szalikowym chuchaniu", jest cała w kropki, zamieniam się w wielką biedronkę! Tusz, który wcześniej był na rzęsach, zmienia swoje miejsce i upiększa skórę. I w takiej właśnie sytuacji przychodzi z pomocą płyn do demakijażu. Warto mieć go w swojej torebce, nieprawdaż?



Poza sytuacjami ekstremalnymi, w jakich wykorzystuję płyn, są jeszcze takie zwyczajne, jak wieczorna toaleta, czyli pozbywanie się tuszu, który przez cały dzień nonszalancko panoszył się na moich rzęsiskach (o tym co to za "cudak" już niebawem skrobnę parę słów). Płyn jest niezwykle delikatny zarówno dla oczu, jak i dla skóry wokół nich. Nareszcie nie łzawię po użyciu płynu do demakijażu!
Jak ja to robię?
Zanim jeszcze uporam się z twarzą i "przygotuję" ją do snu, niewielką ilość płynu do demakijażu wylewam na wacik i takim to zestawem przecieram zamknięte powieki, sukcesywnie pozbywając się tuszu. Schodzi aż miło! Po kilku mazianiach, po tuszu nie ma ani śladu, a ja spokojnie mogę zająć się pozostałą częścią wieczornego rytuału oczyszczania twarzy.
Ach! Nie wspomniałam Wam o zapachu! Otóż zapach oczywiście jest, ale pomimo tego, iż róża damasceńska gra tu pierwsze skrzypce, zapach wcale nie jest toporny. Wręcz przeciwnie - jest lekki, niedrażniący, bardzo przyjemny, różany. I tu jestem pod wrażeniem, bo jest to mój pierwszy kosmetyk, w którym nie drażni mnie zapach róży. Do tej pory jakoś nie mogłam się przekonać do tego zapachu we wszelkiego rodzaju mazidłach, płynach i tym bardziej w perfumach, a tu proszę! Jest bardzo przyjemnie. Zapach bardzo szybko ulatnia się, więc nie mam wrażenia, że na moich powiekach osiadły miliony róż, które wręcz duszą swą wonią.
Podsumowując:
Zdecydowanie jestem na TAK! Znalazłam kosmetyk, który z powodzeniem może zastąpić mój, dotychczas ulubiony, płyn do demakijażu oczu. Phytocode płyn przypadł mi do gustu pod każdym względem i kusi mnie, aby sprawdzić pozostałe kosmetyki tejże firmy z różą damasceńską w składzie. Bo, jak się okazuje róża nie tylko pięknie wygląda i pachnie, ale również działa zbawiennie na naszą skórę.
A czy Wy używaliście już kosmetyku z różą damasceńską w składzie? 

N-jak-Natura

Znajdziesz tu recenzje znanych i mniej znanych kosmetyków naturalnych. Receptury, dzięki którym możesz w prosty sposób stworzyć własny kosmetyk.

4 komentarze:

  1. używałam wody kwiatowej różanej z Florame, była świetna, jednakże do zapachu musiałam się długo przyzwyczajać, bardzo się cieszę, że Phytocode się sprawdził :) czuję się skuszona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Ja odkrywam różę na nowo. Zadziwia mnie, że taka "pięknotka" może wiele dobrego zdziałać na skórze. Z Florame nie miałam jeszcze sposobności. Dzięki za komentarz. :-*

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że do tej pory nie używałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Coraz bardziej kocham te kosmetyki <3

    OdpowiedzUsuń